Wywiad z Wodzirejem o spodobach na dobrą zabawę

Fragment wywiadu przeprowadzonego przez Panią Redaktor Agatę Combik z wodzirejem i animatorem zabaw Sebastianem Petitem dla Gościa Niedzielnego.


Agata Combik: Jak się zostaje wodzirejem?
Sebastian Petit: W moim przypadku wszystko zaczęło się od pewnej zabawy sylwestrowej, którą zorganizowałem jeszcze w szkole średniej. Udało się i… nabrałem wiatru w żagle. Kiedy na studiach związałem się z DA „Wawrzyny”, postanowiłem tu też poeksperymentować w tej dziedzinie. Pamiętam pierwszą prowadzoną przeze mnie zabawę andrzejkową. Udało się osiągnąć taki szczególny stan, kiedy niemal ściany i sufit zaczynają się trząść, a ludzie bawią się, zdzierając z siebie skrępowanie, unosząc ręce, spontanicznie tworzą układy taneczne. Te emocje mnie też się udzielają. To wręcz uzależnia.


Potem były kolejne zabawy, bale…
Tak, a punktem zwrotnym, kiedy ostatecznie zdecydowałem, że chcę być wodzirejem, były Warsztaty Dobrej Zabawy prowadzone przez Patryka Sławińskiego, któremu wiele zawdzięczam. Nauczył mnie większej swobody, spontaniczności. Wspomniane warsztaty są organizowane głównie z myślą o zabawach bezalkoholowych – a przy nich poprzeczka jest postawiona wysoko. Część gości bywa najpierw nieco rozczarowana brakiem alkoholu. Trzeba to przełamać, pokazać, że zamiast upijać się, można upajać się zabawą, tańcem. Człowiek bez dodatkowych środków wspomagających, jeśli tylko chce, przy pomocy prowadzącego jest w stanie odkryć w sobie dziecko. Zresztą odkąd jestem tatą, o wiele łatwiej prowadzi mi się zabawę.


Każdy jest w stanie obudzić w sobie dziecko, dać się porwać muzyce?
Jeśli chce… Niektórzy nie chcą, wolą zachowywać powściągliwość. Ale często im także mimowolnie kąciki ust idą w górę, gdy patrzą na szaleństwa na parkiecie. Drzemie w nas pierwotny instynkt zabawy, czasem ukryty pod warstwą jakiejś kurtuazji, różnych oporów. W czasie balu to się często udaje odkopać – i widać wtedy, jak szacowna ciocia z radosnym uśmiechem pląsa niczym motyl na łące. Ludzie wydobywają z siebie jakieś niepowtarzalne ruchy, dają się ponieść przez rytm. To niesamowite doświadczenie.


Oczekiwania uczestników imprez są chyba bardzo zróżnicowane?
Przed imprezą opracowujemy z młodą parą czy organizatorami balu precyzyjny scenariusz. Proszę o podanie w kwestionariuszu utworów muzycznych, które chcieliby usłyszeć – które może wiążą się z jakimś ważnym wspomnieniem z ich życia, może z niezapomnianym koncertem czy wypadem w góry. Przy okazji orientuję się, czego chętnie słuchają. Wiele zależy od rodzaju imprezy – specyficznym ich rodzajem są np. chrześcijańskie wesela, gdzie pojawiają się utwory o tematyce religijnej. Przed wodzirejem stoi wyzwanie, by nie przytłoczyć takimi treściami tych gości, którzy stronią od spraw związanych z wiarą.
Okazuje się jednak często, że takie osoby po pewnym czasie z radością tańczą walca np. do utworu „Jedyny Pan, prawdziwy Bóg…”. Dodam, że do najbardziej roztańczonych imprez należą... prymicje – gdzie często bawią się ludzie na co dzień animujący zabawę w świetlicach czy grupach parafialnych, na katechezie.



Bal „rodzi się” długo przed balem.
Na pewno warto solidnie przygotować wcześniej kręgosłup zabawy, ale by całe „ciało” wprawić w ruch, trzeba umieć szybko reagować w czasie imprezy, na bieżąco oceniać sytuację na parkiecie. Bal jest jak spektakl teatralny: ma swój początek, zawiązanie akcji, kulminację, moment wyciszenia potrzebny na rozmowy, poznawanie się. Lubię nowe wyzwania, tworzenie kolejnych scenariuszy wesel – w stylu góralskim, hawajskim, wymyślanie nowych zabaw, rekwizytów. Dzięki moim dzieciom odkryłem frajdę, jaką dają ludziom balony. Ostatnio prowadziłem zabawę w „Cztery strony świata”, gdzie różne grupy gości projektowały własne krainy. Kiedy była mowa o Chinach, wypuściłem na bawiących się metrowe balony udające lampiony i nagle 200 osób zaczęło je z pasją podbijać.


Skąd wodzirej bierze energię, radość? Co zrobić, gdy się po prostu nie ma humoru?
To trudna praca, wymagająca dobrej kondycji, dyspozycyjności. Zarywam kilkadziesiąt nocy w ciągu roku. Zdarzyło mi się prowadzić bal, walcząc z grypą. Kiedy nie mam nastroju, lubię przed zabawą pooglądać zdjęcia z poprzednich barwnych imprez, poczuć ich klimat… Cały trud jest wynagrodzony sowicie, gdy człowiek czuje, że goście świetnie się bawili, lepiej się poznali, zintegrowali. Dla mnie jako wodzireja ważna jest wspierająca żona, wyrozumiała wobec moich ciągłych wyjazdów, zmęczenia po imprezach. Na mojej stronie internetowej napisałem o jeszcze jednej ważnej sprawie: energię i entuzjazm zawdzięczam Stwórcy. Przed każdą zabawą padam na kolana i modlę się. Proszę Boga, bym umiał uwolnić z ludzi prawdziwą radość, by odkryli piękno świętowania, przebywania razem, bym nie był przyczyną jakiegoś zgorszenia. Po takiej modlitwie wiem, że… mogę wszystko.


Są jakieś specjalne ćwiczenia kondycyjne dla wodzirejów?
Są, ale ja polecam… bliźniaki. Opieka nad dziećmi, córcią Zosią i chłopcami-bliźniakami, zastępuje mi z powodzeniem siłownię. Zdarzyło mi się już także angażować córkę w prowadzenie imprezy – jako 3-latka świetnie się sprawdziła, zapraszając ludzi do zabawy na festynie parafialnym. Może kiedyś stworzymy klan wodzirejów?


Cały wywiad dostępny na stronie:
http://gosc.pl/doc/1873119.Obudz-dziecko-i-motyla